top of page

Piątek 26 Stycznia 2024

  • filippuczka
  • 27 sty 2024
  • 3 minut(y) czytania

Zawożę M do szpitala na 8:00 rano. Ledwo dojeżdżamy już zaczyna śmierdzieć spod maski. Zapomniałem dolać wody z rana. Para, gotujące się przewody, standard. Proszę znajomego pana ochroniarza o wodę, widziałem kanister koło jego budki. Przynosi. 2zł do łapy, bo go lubię. Normalna procedura, czapka Ugandyjskiego kowboja, kleszcze. Nudny dzień w biurze. Zalewam. Wracam na recepcję, przybijam piątkę M, ostanie szybkie ubliżanie sobie nawzajem. Nara. Obyś zdechł (mamy ciężkie poczucie humoru) Śmiejemy się. Ja uciekam. Robię wielkie śniadanie dla mnie i dla H. Nie ma chleba, więc piekę podpłomyki. Jako że nikt gitary nie zawraca pozwalam sobie na małą drzemkę. Budzę się o 14, prysznic na otrzeźwienie. Mogę coś robić. Wzrok swój kieruje na świeżo skopany skrawek ziemi. Jakieś 100m2. Dobra czas się za to wziąć. Rozbieram się do spodenek. Jest piękna pogoda. Muszę doopalić rękawki rolnika które honorowo zasłużyłem sobie siedząc w samochodach, chłodząc łokcie. Przywiozłem z Anglii 9 rodzajów nasion. Koperek, Tymianek, Lubczyk, Bazylia, Zielona Cebulka, Rzodkiewka, Pomidor, Chili, Papryka. Przeczesuje ziemię w poszukiwaniu kamieni, cegieł, plastiku, metalu itd. Następnie dzielę poletko na 9 równych części, z metrem w ręku. Bo OCD mocno. Miotły robią za paliki. Następnie, jazda z łopatą, usypuje wzdłuż linek podłużne bruzdy/kopczyki. Temperatura daje popalić. Wrzucam całą wodę jaką mam do zamrażarki. Wracam i kopie dalej. Łopata wyciąga z ziemi coś dziwnego. Żaba, moje pierwsze morderstwo w Afryce. Żaby zakopują się w ziemi jak jest sucho. Szkoda mi jej. Otwieram puszkę bezalkoholowego napoju jęczmiennego za życie żaby. Idzie prosto na kompost. No cóż. Robię podłużny rowek na każdej bruździe. Zasiewam czym mam a następnie zasypuje wszystko i uklepuję łopatą. Mam dobrej szerokości ścieżki pomiędzy każdą bruzdą i generalnie wygląda to zbyt profesjonalnie. H przychodzi i coś się żołądkuje. Mówi coś o technologii, ale niestety jego angielski nie pozwala mu na przekazanie informacji. Mówię mu okej, noł problem. Ma pewnie swój sposób na sadzenie, ale ja nie mam zamiaru się przejmować. Wiem, że powinienem propagować sadzonki małych pojemnikach potem przesadzać itd. Co ma być to będzie. Idę po wąż i zalewam wszystko równo krajem. H będzie podlewał rano i wieczór. Muszę mu więcej zajęć znaleźć. Jest godzina 19. Po raz pierwszy sprawdzam telefon od 4 godzin. Skubaniec eksplodował. Monika – 9 nieodebranych. Kuzyn M – 4. Alfa Bravo – 3. Itd. Itp. W końcu odbieram od Moniki. Pyta: czemu nie odbierasz? Bo pracuje. Acha. Mojżesz już z jest po. Przyjedź i przy nim siedź. Spoko. Ogarnę się i przyjadę. Muszę zmyć z siebie parę kilo gliny. Zalewam chłodnicę na wszelki wypadek. Wrzucam na pakę dwudziestolitrowy kanister z wodą, mocuję do burty. Jadę. 3 osoby jeszcze dzwonią. Odbieram od Methoda. Tak, tak, będę za 10 minut. Wchodzę do szpitala. Dowiaduje się gdzie jest M. Drugie piętro, tam pytać. Znowu linia, ściągać buty. Wchodzę do małego pierwszego lepszego pokoju, siedzi Method z jakimś typem. Przedstawia go jako jakiegoś znajomego z Kenii. Na cholerę on przytargał nieznajomego, do faceta który dopiero co miał operację? Nie wnikam. Próbuję utrzymać jakąś rozmowę. Na szczęście do pokoju wtaczają Mojżesza na łóżku. Oczy zaćpane jakby wróciły lata 70. Próbuje coś mówić, ale kwiczy zamiast. Prosi o więcej przeciwbólowych. Pani pielęgniarka oznajmia, że ma w sobie tablicę Mendelejewa. Musi poczekać. Operacja trwała 3.5 godziny. Kolejne 3 godziny spędził na bloku pooperacyjnym. Boli go cała klatka piersiowa, jakby mu połamali żebra. 15 minut jęczenia i Method się zbiera. Wymieniamy go na Alexa, kuzyn M. Siedzę jeszcze pół godziny i latam za pielęgniarkami, bo M ma prośby. Wylać worek z moczem, wyjąć igłę z palca, plaster z przeciwbólem, skocz do apteki, kiedy następne przeciwbóle, proszę wyżej głowę, gdzie jest poduszka, gdzie mój telefon. Jestem zmęczony, oznajmiam, że mam dość na dzisiaj. Orka mnie pokonała. Wracam do domu. Nastawiam matkę drożdżową na chleb. Siadam z połówką arbuza i nadrabiam bloga. Północ, zsuwam się z krzesła prosto do łóżka.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Środa 31 Stycznia 2024

Szczęśliwe dni nadeszły nam jak manna z nieba. Od północy sraczka jak Old Faithful w Parku Narodowym Yellowstone. Noc poprzerywana....

 
 
 
Wtorek 30 Stycznia 2024

Planujemy ogarnąć się wcześnie. M jest dalej u Moniki na rekonwalescencji. Mam go odebrać o 9:30. Nic z tego nie wychodzi. Miał ciężką...

 
 
 
Poniedziałek 29 Stycznia 2024

Wstaje wcześnie i lecę na południe Kampali. Mam spotkanie z panem od etykiet termokurczliwych. Maglowaliśmy się dwie godziny. Różne...

 
 
 

コメント

5つ星のうち0と評価されています。
まだ評価がありません

評価を追加
bottom of page