Niedziela 28 Stycznia 2024
- filippuczka
- 29 sty 2024
- 5 minut(y) czytania
Chałeczka z masłem i miodem. Dobrze by było. H idzie po coś do sklepu to proszę go o masło. Jasne, jasne. Wraca po 10 minutach. Co to masło? Czy to chleb? Osz kurde nie myślałem, że będzie tak źle. Wiem, że mają dietę mało zróżnicowaną, jak bieda. Ale do jasnej ciasnej siedzą z głowami z w telefonach wiedzą jakie Kanye West ma nowe buty. Ale nie wiedzą co to masło. Tłumaczę szybko na Swahili i na Luganda (oficjalny język okolic Kampali), brzmią podobnie. Siyagi – Masło. Wymawiam to ze 3 razy z różnym G. Sijadżi. SijaGi. W jego oczach pustka jak sarna na drodze, która ma zaraz być przejechana. Piszę na kartce wszystkie 3 warianty. Idzie. Wraca. Fiasko. Poddaje się. Będzie chałka z miodem i tyle. Nie pojadę specjalnie do karefura po masło. Kubek ciepłego mleka. Dobre jest. Jako że tkwię dalej w kuchni to przerabiam wczorajszego eintopfa i dodaje do niego nowe rzeczy. I hyc, pyk, myk, nowe danie w 10min. Zaraz po wstaniu włączyłem piec z naczyniem żaroodpornym w środku. Mam max temperaturę w pół godziny i wrzucam pierwszy bochenek do środka. Wygląda dobrze. Zachowuje się jak trzeba. Po 20 minutach widzę jak ładnie pęka. Dzwonię do Sankary przysyłaj Budę na bodzie. Sankara się napala i organizuje transport. Po pół godzinie przyjeżdża Buda. Wcześniej pakuję jeszcze ciepły chleb w kilogramy folii. Plus drugą chałkę do pudła po pompie. Wszystko do wora. Oddaje budzie on to jakoś montuje między nogami i sru. Po 45 min dostaje relację na WhatsAppie, że się zażera z żoną. Poleciłem, chałka z masłem i miodem, chleb na zakwasie z masłem i solą. Mózgi im wyparowały. Dobra. Mam go w kieszeni. Jak z narkotykami. Pierwsza dawka za darmo od dilera. Dzwonię do Ronalda, żeby naprawił mi auto. Będzie u mnie za jakiś czas. Może być 15 minut może być 3 godziny. Już się przyzwyczaiłem ze czas w Afryce to jest rzecz zbyteczna która cię ogranicza. Jak będzie to będzie. Afryka może wiele rzeczy nie ma, ale czasu ma na pęczki. Zabieram się za ten nieszczęsny filtr i zmiękczacz wody. 3 godziny na necie plus jutub. Mózg lekko zlasowany, ale wiem jak to działa. Złożyłem wszystko do kupy. Patrzę na te wszystkie złączki i się poddaję. Potrzebuje hydraulika. Nie mam zamiaru się z tym babrać. W Europie hydraulika jest prosta, szybko-złączki, miedź, wszystko pasuje. Tu jest burdel. Wszystko leci na grubych rurach PCV jakbyś chciał nimi światłowód pod Atlantykiem ciągnąć. Trzeba mieć odpowiednie zgrzewarki, w sklepach nie ma wszystkiego, a jak jest to trzeba kupować w ilościach hurtowych. Ustawiam, jak chce. Ogarniam kontakt do hydraulika od 16 pociotka Mojżesza. Przyjedzie jutro o 14:00. W międzyczasie Zjawia się Ronald z 3 magikami. Mnie oczy się wypaliły od kompa więc idę im pomóc odkręcać śrubki od chłodnicy. Przy okazji chcę coś ogarnąć z budowy silnika, bo jestem zielony. Jeden z magików jest na bodzie, co potrzebują to lata. Chłopaki zajmują się chłodnicą jak profesjonaliści. Znaleźli pękniętą rurkę. Nie ma bata, żeby to dostać. Wysłali ziomka żeby pospawał. Wraca ze złotym spawem. Bardzo sprawnie. Ja bawię się w wykręcanie chłodnicy od klimy. Jest pogięta i zniszczona. Na szrot. Będzie lepszy przepływ powietrza dla głównej chłodnicy. Chłopaki montują wszystko jak ma być. Zalewają chłodnicę i robią Afrykańskie czyszczenie. Włączają silnik i pozwalają systemowi zassać wodę i pryskać jak szalone na wszystkich gapiów. Ze środka wylewa się czerwona piaskownica. Każde połączenie dostaje solidną dawkę silikonu łazienkowego. Nie komentuje. W tym samym czasie elektryk ogarnia okna, wycieraczki, światła i co tylko. Pan na bodzie tylko kursuje w te i nazad. H nie nadąża z otwieraniem bramy. Musze przyznać, że jak na naprawę samochodu kijem od miotły oraz złamanym młotkiem to panowie magicy działają bardzo sprawnie. Nie będzie ładnie, ale będzie działać. Po 3 godzinach tańczenia z łunochodem wszyscy mają dość. Naprawili co się dało. Mam wysłać listę reszty rzeczy do naprawy i będziemy ogarniać później. Fura chodzi jak marzenie, okna się otwierają, spod maski Krawczyk nie śpiewa parostatkiem w piękny rejs. To mi wystarczy. Proszą o odwóz na ich stację. Nigdy w życiu nie wiózł ich biały. Siedzą jak trusie. Rączki na kolanach, stópki razem. Wiem, że mają pełne majtki. Odstawiam czarodziejów od smaru. Wracamy razem z Ronaldem do szpitala, bo tam czeka Monika. Po drodze standardowe narzekanie. A panie, bo te Chińczyki i Hindusy nas wykupio, olaboga. Wbijam do pokoju Momo. Czeka na nas Monika z jakąś znajomą. Monika mówi mi że jest mnie obrażona bo nie odbieram od niej telefonów. Każe jej się uprzejmie pałować, odmawiam bycia więźniem telefonu. To, że ona się nie potrafi od niego oderwać i dzwoni do wszystkich z każdą pierdołą nie oznacza że ja muszę. Jak mam czas to oddzwonię. Widzę, że nie podoba jej się że mam własne zdanie. Nie jest przyzwyczajona do tego, że ktoś jej mówi nie. Ja mam to głęboko w dupie. Za stary jestem na takie coś. Śmiejemy się z całej sytuacji, ale wiem że ona się w środku gotuje. Pocałujta wójta w chujta. Towarzystwo wzajemnej adoracji się zbiera, bo się biby spieszy. Cokolwiek. Jak tylko wychodzą Mojżesz tylko mówi: woooow. Gadka szmatka, z M coraz lepiej, już chodzi. Jutro ma wyjść na wolność. Goi się jak na psie. Już mam wychodzić a tu wbija się pani doktor która zajmowała się M na samym początku. Przychodzi z kwiatami. Pani większych rozmiarów. Pot z całego dnia fermentuje jak ta żaba co ją wczoraj przeciąłem łopatą. Ciężko jest wytrzymać. Proszę nie podnoś rąk, bo umrę. Szybkie gadu gadu. Pani oczywiście unika kontaktu wzrokowego z muzungu i stara się jak może koncentrować się na Mojżeszu. Ziewam. Ok uciekam. Wskakuję do samochodu i lecę wzdłuż ulicy Lugogo żeby zrobić nawrót i kierować się w stronę domu. Po nawrocie, jakieś 100m dalej, wyskakuje facet na bodzie, bez świateł. Policja. Macha żebym zjechał na pobocze. Ech kurde, co teraz chcą. Otwieram okno:
- Dobry wieczór panie władzo.
- Dobry wieczór, czy jest pan świadom, że tu nie można robić nawrotu.
- Nie jestem, nie widziałem znaku.
- Możemy podejść i panu pokaże.
- Nie trzeba.
- Prawo jazdy. Co to jest, nie ma pan Ugandyjskiego?
- To jest europejskie.
- Acha ok, jak długo jeździ pan po Kampali?
- Tydzień.
- Ok, za pana wykroczenie należy się 300,000.
No chyba go powaliło, najniższa miesięczna stawka to 100,000.
- Nie mam tyle.
- Możemy podjechać do bankomatu
No chyba nie, wyciągam co tam mam.
- Mam 150.
- Musi pan jeszcze przynajmniej 50 znaleźć.
- Nie mam.
- Dobra, ale pouczam pana i niech to będzie dla pana lekcja, proszę mi zaufać te pieniądze nie idą do mojej kieszeni tylko do skarbu państwa.
No chyba masz mnie za debila...
- Tak oczywiście panie władzo.
- Proszę jechać ostrożnie.
Jestem wkurwiony, że dałem się tak orżnąć. No nic, niby tylko 150zł. Wracam do domu wkurwiony. Jem kolację wkurwiony. Idę spać wkurwiony.
Sprawdziłem, Jest zakaz.
HWDP
Comments