top of page

Niedziela 21 Stycznia 2024

  • filippuczka
  • 24 sty 2024
  • 3 minut(y) czytania

Poranek w towarzystwie laptopa. Pracować ktoś musi. W między czasie zabieram się za próbę chleba. Wczoraj nastawiłem zaczyn, ładnie urósł. Mieszam wszystko tak jak zawsze. Już wiem, że będzie klapa. Za dużo otrębów, gluten się nie rozkleja tak jak powinien. Ale idę w zaparte. Muszę eksperyment zaciągnąć do końca. Proces trwa praktycznie 12 godzin, ale na każdym etapie coraz bardziej się przekonuję, że to nie to co znam. Będzie ciężko zrobić tu europejski chleb. Wpadam na pomysł przesiania całego tego wora. Nasz chłopak od gruntu się nudzi, dostanie zadanie. Na razie zawzięcie myje nowe auto. Oczywiście nie zauważył, że oka są lekko uchylone więc napieprza karszerem do środka. Kto by się przejmował. Przejmuję pałeczkę, bo chleb musi sobie poleżeć 4 godziny a mejle też mi się skończyły. Muszę ogarnąć wnętrze, bo za każdym razem będę wyglądał jakbym wrócił z misji na czerwoną planetę. Chyba go przemianuję na Łazik Curiosity. Czyszczę jak mogę, ale czerwona ziemia rozciera się wszędzie, zużywam tyle wody że słyszę jak dzieci w Afryce płaczą (heh). Mojżesz dzwoni, że go zwalniają ze szpitala. Mam przyjechać. Jadę już bez map. Wiem gdzie są wszystkie cholerne szpitale w tym mieście. Momo prowadzi z powrotem. Po drodze dostajemy telefon, że pan Method (ojciec Morrisa) chce się spotkać. Rzucamy wszystko w diabły i lecimy na złamanie karku. Mamy stolik w jakiejś wycyckanej azjatyckiej knajpie na najwyższym piętrze centrum handlowego. Meth już siedzi przy stoliku sącząc standardowo Guinnessa. Dosiadamy się i zamawiamy na szybko i byle co, bo nie przyszliśmy tu jeść. Mojżesz zaczyna sapać. Gdzie masz plecak? Ja w plecaku zawsze cała bateria leków na wszelki wypadek. Nie wziąłem dzisiaj. Kurw. Gdzie jest najbliższa apteka? Na dole. Lecę po orzeźwiający napój o smaku kredy. Wracam po 5 minutach. Mojżesz już prawie pod stolikiem zwinięty w kłębek. Przez zęby przeciska, że musi do szpitala. Standard. Pakuje dziada do łunochodu i śmigam na drugie złamanie karku do Rubina. Jak to mówię po Polsku to mi się kojarzy z jakąś zapyziałą tancbudą z lat 80 w Ciechocinku. Telewizor też kiedyś taki był. M nawet nie pyta za bardzo na recepcji. A ci z recepcji nawet nie chcą wiedzieć. Ta, na górę, pokój czeka. Odstawiam go do pokoju, już go dźgają, on rzyga, ja rzygam. Method ma się zjawić za 15 min z jedzeniem. Mi się odechciało z kimkolwiek spotykać. M nalega żebym poczekał. Ja na to, że spadam do domu po jego rzeczy i ma zamknąć jadaczkę. W domu daje sobie czas, ogarniam chleb. Pytam H czy mógłby za 2 godziny go wstawić do lodówki. Ważny szkopuł, masz telefon? Nie. Zegarek? Nie. Daje mu mojego fossila z nadzieją, że zna się na zegarku. 3 razy potwierdza o której. Nie mam wielkich nadziei. Wracam do szpitala. Ochrona już mnie rozpoznaje i śmieje się za każdym razem jak mnie widzi. Mówię typowi, że widzę jego japę częściej niż swoją w lustrze. W pokoju już impreza. Momo siedzi na łóżku jak niby nic i się śmieje. Method, Ivan i Dianah, wszyscy razem śmieją się do rozpuku jakby nic się nie stało. Siedzę z nimi i próbuje utrzymać konwersacje, ale oczy mi się kleją. Mam dość, wstaję i oznajmiam, że muszę jechać do domu nakarmić moją kapibarę. Ależ oczywiście, ależ proszę. Znowu w domu o północy. Fuj. Dzisiaj dzień babci. Ceregiele, żeby dodzwonić się do Polski. Musiałem nakłamać, że dalej siedzę w Anglii. Bo by dostała zawału i miesięcznego zatwardzenia plus bezsenność, którą nawet wiadro CBD by nie dało rady ogarnąć. Czasem tak lepiej. Zagięła mnie, że u nas straszne sztormy. Jakie tam sztormy babcia, media wszystko wyolbrzymiają. Pokropiło tu a tam.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Środa 31 Stycznia 2024

Szczęśliwe dni nadeszły nam jak manna z nieba. Od północy sraczka jak Old Faithful w Parku Narodowym Yellowstone. Noc poprzerywana....

 
 
 
Wtorek 30 Stycznia 2024

Planujemy ogarnąć się wcześnie. M jest dalej u Moniki na rekonwalescencji. Mam go odebrać o 9:30. Nic z tego nie wychodzi. Miał ciężką...

 
 
 
Poniedziałek 29 Stycznia 2024

Wstaje wcześnie i lecę na południe Kampali. Mam spotkanie z panem od etykiet termokurczliwych. Maglowaliśmy się dwie godziny. Różne...

 
 
 

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page