top of page

Sodziela 13-14 Kwietnia 2024

  • filippuczka
  • 14 kwi 2024
  • 4 minut(y) czytania

Sobota

 

Eric od rana lata z ze spryskiwaczem i serwisuje grządki. Oczywiście mnie to budzi. Sankarowa i spółka mają być na 11:00 rano. Piszę, żeby mi dały znać, jak wyjadą. Nie ma problemu, ta jasne. Jest po 12:00 wiem, że szybko się nie zjawią. Decyduje, że nie mam zamiaru na nie czekać jak na zbawienie. Jadę na zakupy. Widzę, że policja robi jakieś kontrole przed rondem na drodze powrotnej. Mają teraz jakieś nowe hobby. Stają na środku jezdni trzypasmowej i zatrzymują cały ruch i wbijają wszystkie rejestracje do jakiegoś systemu na telefonach. Chyba chodzi o ubezpieczenie. Przepuszczają mnie. Na przelotówce nikogo. Zjeżdżam na rondo do mnie. Kolejny patrol pani ściąga mnie na bok. Oględziny samochodu. Prawo jazdy poproszę. Daje jej wydruk.


- Ile pan tu jest?

- pod 3 miesiące.

- Czemu nie ma pan międzynarodowego prawa jazdy?

- To jest międzynarodowe.

- Ale nic nie jest na nim napisane.

- Ta flaga unii europejskiej świadczy, że jest międzynarodowe.

- Nie tutaj, będzie kara.

- Pani, ja jestem turystą, nie muszę mieć międzynarodowego, za dwa tygodnie wyjeżdżam

- Co pan tu robi?

- Sprawdzam grunt. Jak mi się spodoba to zostanę. (chyba że takie pity jak ty mnie wyprowadzą z równowagi)

- Ma pan żonę?

- Nie, rozwodnik, ale szukam, poleci coś pani?

               Uśmiecha się obleśnie i każe mi jechać.

 

Ech, bez tych wspaniałych ludzi to nawet nudno byłoby w tej Ugandzie. Zrzucam zakupy i jadę po butle z gazem. 10 minut i jestem z powrotem. Eric zdziwiony czemu tak szybko. Bo jestem wkurwionym Europejczykiem i na nic nie mam czasu. Od rana również nie ma prądu. Proszę Erica, żeby sprawdził u sąsiadów. Wraca. Mają. Acha, czyli nasz miernik padł. Doładowuje jak na dorosłego przystało. Wszystko działa, wszystko gra. Salim pisze, że ma kupę roboty i jak chce to mogą wpaść późnym wieczorem albo jutro. Przekładamy na jutro. Zabieram się za obiad. Kura z piekarnika i warzywka. Robi się samo. Relaks, czekamy na wtorek.

 

Niedziela


Zapowiada się kolejny leniwy dzień. Całą noc lało. Kogut chyba został zjedzony, bo nie słyszę go od tygodnia chyba. Salim pisze, że będzie u mnie z Belindą około 16:00. Dużo czasu. Robię makaron z ragu oraz chleb. Krzątam się po domu i sprzątam co popadnie. Standardowy syndrom Polaka co ma mieć gości. Udaje mi się w końcu zmusić siebie do wyłożenia się z książką i cierpliwego czekania. Eric przychodzi i oznajmia, że ktoś na mnie czeka. Salim poznaję z miejsca. Belinda, ostrzyżona na krótko, szczupła, przyjemna twarz, ciężko to opisać, ludzie z Rwandy mają jakieś takie dostojne rysy twarzy. Sympatyczna na pierwszy rzut oka. Siadamy werandzie i robię najdziwniejszą rozmowę o pracę. Przedstawiam całą operację i czego mi brakuje. Muszę dla niej stworzyć stanowisko pracy. Pada na generalny marketing oraz reprezentowanie marki. Oprócz socjal mediów będzie siedzieć na bodzie po 8 godzin dziennie i nagabywać wszystkie sklepy i hurtownie w Kampali, żeby mieli nas w asortymencie. Plus wszystko inne związane z biznesem. Nie ma z tym żadnego problemu. Ona sama uciekła z Rwandy, bo rząd zbyt miesza się w sprawy ludzi. Tak jak ona to opisuje, to dla mnie to jest normalny Europejski porządek. Ale ludzie wolą Ugandę, bo tu można wszystko „załatwić”. Co komu pasuje. Obiecałem Salim, że upiekę z nią chałkę. Zrobiła raz w domu i jej nie wyszła. Mówię, że nie ma masła w okolicy i musielibyśmy jechać do sklepu. Zgadzają się. Odpalają jointa i jedziemy. Ja się tam w jointy nie mieszam. Nic do pyska co się tli, bo nazajutrz obudzę się z dwoma paczkami Marlboro na poduszce. Obracamy w pół godziny. Decyduje się jeszcze na zrobienie strudla jabłkowego. Dziewczyny ustawiają stół w kuchni a ja robię pokaz. Muszę żonglować 3+ dania. Makaron/Chałka/Strudel. Panie zajmują się jabłkami. Ja wyrabiam ciasta i pokazuje co i jak. Serwuje pastę, żeby ich czymś zająć. Chałka rośnie. Ciasto na strudla odpoczywa. Wszystko gotowe tylko brakuje mi zmywakowego. Chałka wychodzi pufiasta i przeogromna, do tego poważne ilości kruszonki. Idzie sobie ostygnąć. Następnie do piekarnika wlatuje strudel wielki jak walec drogowy, mniejszych nie potrafię. Ja generalnie nie potrafię gotować dla małej ilości ludzi. Po 40 minutach wychodzi piękne złociste bydlątko, polane masłem. Cały dom pachnie jabłkami i cynamonem. Dziewczyny ślinią się jakby zioło im nigdy nie zatkało ślinianek. Łokciem udaje mi się namieszać jeszcze sos czekoladowy. Goście nie wiedzą co się dzieje, za dużo wjeżdża na stół. Dowiadujemy się, że Belinda miała wczoraj urodziny. No to masz tu placek na urodziny i wszystkiego najlepszego. Dodatkowo skręcam im jointa jak z obrazka. Ot co, Polska gościnność. Nie umieją się nażreć chałki. Strudel jest pyszny, ale tekstura świeżej chałki jest czymś, o czym Afrykańscy filozofowie nie śmieli śnić. Dochodzi 20:00, Belinda oznajmia, że będziemy musieli zamówić taksówkę dla niej (Salim). Patrzymy się na nią skonsternowani. Przejęzyczenie (ta jasne). Dla nas, dla nas! Śmiejemy się. Dziewczyny uciekają a ja zostaję ze standardowym burdelem po imprezie. Eric przychodzi podpity i pyta się czy może wyjść na 2 godziny. A idź nawet na 6, co ja jestem twoja matka? Nie zrozumiał, ale poszedł. Wraca po 20 minutach. Puka do moich drzwi i wręcza mi kartkę A4 zapisaną po francusku. Nabazgrolone strasznie, nie wiem czemu chcę to przeczytać. …brat…żona…dzielenie się…dwa miesiące…. Co? Włączam translatora. Proszę mówić, o tu. Musi jechać, bo mama go wzywa. Musi się zaopiekować żoną zmarłego brata. Jest 50 dni od kiedy jego brat zmarł i będzie stypa. Jakieś dzielenie majątku. Nie ma wyboru. Wróci za 2 miesiące. W to mi graj. Pakuje mu jedzenie, on już jest spakowany. Mówi, że pojedzie jutro rano. Za 5 minut zmienia zdanie i oznajmia, że musi jechać dzisiaj. Daje mu pieniądze na autobus i żegnamy się. Dzwonie do Mojżesza i opowiadam co zaszło. Zadzwoni do Sankary i załatwią mi kogoś nowego. Żeby tylko gadał po Angielsku. Wszystko wydarzyło się w 15 minut. Nic pan nie zrobisz. Jak mus to mus. Ciiiiiszaaaaa. Pytanie jak długo?

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Piątek 26 Kwietnia 2024

Wczoraj zasnąłem chyba o 23:00, zaraz po tym jak Diana napisała zapytanie skąd wziąłem ziarna do ogródka. Ech bez komentarza. Wstaje o...

 
 
 
Czwartek 25 Kwietnia 2024

Zaczynam dzień od standardowej owsianki. Jak dla mnie. Jay po posiłku leży na podłodze w kuchni i nie może się ruszyć. Śmieję się z niego...

 
 
 
Środa 24 Kwietnia 2024

Wstaję skoro świt bo muszę jechać do Nathana. Ma mi pomóc z urzędem skarbowym. Jest można by powiedzieć zimno, ubieram długie spodnie....

 
 
 

Comentarios

Obtuvo 0 de 5 estrellas.
Aún no hay calificaciones

Agrega una calificación
bottom of page