top of page

Czwartek 4 Kwietnia 2024

  • filippuczka
  • 4 kwi 2024
  • 4 minut(y) czytania

Wycie kompresora od karszera budzi mnie ze snu. 8:00 rano, zamorduje Erica. Wrzucam poduszkę na głowę i zawzięty, żeby jeszcze nadgonić, daje radę dociągnąć do 11:00. Oj trochę przesadziłem. Trzeba się zbierać. Drukuje wszystkie potrzebne dokumenty i jadę na misję do URA. Ugandyjskie Biuro Podatkowe. Odrzucono nasze podanie o zwrot więc muszę się dowiedzieć o co chodzi. Jadę bez map. Daje radę. Jedno skrzyżowanie przed, zatrzymuje mnie policja. Pani przy sobie mówi, że tylko musi sprawdzić tył samochodu. Ja słodko do niej tiu tiu tiu. Wszystko w porządku, proszę jechać. Jak to? A prawka nie trzeba? Na bramie wjazdowej znowu te dwa klauny. Pytam jak zdrowie? Jesteśmy błogosławieni, bo Pan przyświeca nam od godzin zarannych. Trochę wymiotuje w środku na przywitanie. Ale spoko, mówię szczęść boże i proszę mnie wpuścić. Jest stanowczo za wcześnie na dewocjonalia dla mnie. Parkuje pod drzewkiem, wiem że guzik to da. Wchodzę na pewniaka, kolejna ochrona mnie zawraca. Hola hola, proszę się do księgi wieczystej wpisać. Ale ostatnio nie trzeba było. Ostatnio to była pomyłka i proszę mi tutaj nie cwaniaczkować. Posłusznie wpisuje się. Pan prosi o dowód. Daje mu wydrukowaną kopię. Studiuje ją dłużej niż celnicy na granicy. W końcu wręcza mi plakietkę odwiedzającego i chrząka coś pod nosem. Ósme piętro. Wbijam się na salę pełną biurek. Tej pani co mi ostatnio pomagała nie ma. Pytam, gdzie jest najgrubsza ryba? Tam na końcu. Idę i przerywam pracę jednej starszej pani. Jest skora do pomocy. Wysypuje na nią stertę papierów i jadę z tłumaczeniem co i jak. Po chwili i jednym telefonie mówi mi, że czemu ja się nie udam do działu zwrotów? A jest taki? Jest jest, proszę szukać Roberta. Spoko mam tylko jakieś 30 pięter do przeszukania. Czy mógłbym poprosić o kierunki? Musisz wyjść z budynku, tam jest hala. Pokazuje mi przez wielkie okna, które pracownicy tego piętra skrzętnie zakryli papierami wielkości A0, żeby im słońce nie przeszkadzało. Cały dział wygląda jak dziupla narkomanów. Tylko jaśniej. Popytasz trafisz. Tylko zapieprzaj, bo za 30 minut jest przerwa na lunch i wszyscy się na ciebie wypną. Czekam na windę. I czekam, i czekam, i czekam. Skończyła mi się cierpliwość i zbiegam w japonkach na sam dół. Festiwal klapania. Obchodzę budynek i kieruje się w stronę hali. Mijam dział rejestracji samochodów. Za rogiem pojawiają się parkingi na zarekwirowane samochody i motory. Cmentarzysko słoni, wszystkie wehikuły zapylone tak że można by było maniok sadzić na karoseriach. Przechodzę koło kantyn i małych straganików z jedzeniem. Załoga może jeść wedle portfela. Co komu pasuje. Pachnie nawet nieźle. Na samym końcu hali jest dział zwrotów. Wchodzę, pytam, tam na górze. Gdzie Robert? Tam przy biurku. Pan wygląda na miks Ugandy z Etiopią/Erytreą. Pociągłe mysie twarze, wysokie czoła, chuda budowa ciała, mała kępka włosów na czubku, wąs jakby ktoś go wytatuował. Robert jest tak znudzony swoją robotą oraz ma tak ślimacze ruchy, że przypomina mi leniwca z Zootopii. Mamy 15 minut do lunchu więc strzelam do niego z informacyjnego kałasza. Pytam, dlaczego mi odrzucili zwrot? Bo imię do zwrotu nie porywa się z imieniem zadeklarowanym. Czyli nie można na Mojżesza? Musi być karta firmowa? Może być na Mojżesza tylko musicie napisać upoważnienie i trzeba wysłać wszystko jeszcze raz. Oesu. Dobra, biorę wszystkie dane od niego potwierdzam jakieś 15 razy co mam zrobić. Dziękuje i uciekam. Wracam do domu, żeby z miejsca to odbębnić. Biorę podpisy od Morrisa i Mojżesza, fotoszopuje co się da i wklejam wszystko do kupy i wysyłam. Kolejne machloje, ale inaczej nie przetrwasz. Przed domkiem Eric i Mirka urządzają sobie latino werandę, muzyczka, napoje, śmichy chichy. Niech mają. Kończę z papierami i zbieram się na zakupy, biorę Mirkę ze sobą, bo muszę znowu wyciągnąć większą sumę. Chcę, żeby mnie nauczyła jak to się tu odbywa. Podjeżdżamy do sklepu, który ma punkt wypłat z większą sumą. Byliśmy w trzech poprzednich, ale właściciele tylko pukali się w głowę, że ile ja chcę wyciągnąć?! Miria pokazuje mi co trzeba zrobić. Trzeba wysłać kody z gwiazdkami i haszami/kratkami jak kiedyś dawniej w Polsce jak się chciało doładować konto na telefonie. Po paru próbach, bo kod wygasa po dwóch minutach, udaje mi się. Po drodze wskakujemy do Galerii na zakupy żywieniowe oraz znaleźć bank, bo nie chcę się pałętać z walizką pieniędzy. Jest zaraz przy wejściu, czekam 5 minut na moją kolej. Pani zapytowuje czy mam konto bankowe. Nie, nie mam bo jestem tu technicznie rzecz biorąc na wakacjach i nie wolno mi pracować. (pomimo tego otwarłem firmę, zbudowałem małą fabrykę i walczę z biurem podatkowym) Tak tak, na wakacjach. Pff. Przyrzekam na wszystko co święte, że jak tylko będę miał pozwolenie, to przyjdę tu założyć konto. Mamy już wychodzić ze sklepu a tu powódź biblijna. Ściana deszczu. Czekamy 5 minut, ale wiemy że szybko nie przestanie. Nic to, dajemy się zlać jak z węża. W środku auto całe zaparowane, bo nagrzane, a nagła zmiana temperatury powoduje, że mógłbym tu jęczmień kiełkować. Mirka ma za zadanie przecierać szyby co 30 sekund. Nawiew działa tak że nie działa. Dojeżdżamy jakoś do domu. Ja zabieram się za gulasz. Dawno nie jadłem a trafiła mi się wołowina. Miria obserwuje jakbym był aktywnym zbiegiem z więzienia. Mówi, że chciałaby się nauczyć ode mnie gotować. Spoko, proste, wszystko co gotuje zaczynam od czosnku albo cebuli a potem to jakoś leci. Mówię jej, żeby lepiej zaczęła od chleba, który tak bardzo lubi. Daje jej przepis i technologię. Ma zdolność utrzymania uwagi jak u cziłały. Połowę rzeczy robię ja, bo też nie mam całego czasu na ziemi. Wyrasta ładna buchta. Gulasz wychodzi też całkiem niezły, do tego ryż i łóżko powoli wytwarza pole grawitacyjne. Porządkuje papiery i powoli mi się przymykają oczy. Rzucam wszystkie inne plany i idę się wyciągnąć. Jutro muszę znowu zawieźć próbki i najprawdopodobniej dać komuś łapówkę. Nuda :)

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Piątek 26 Kwietnia 2024

Wczoraj zasnąłem chyba o 23:00, zaraz po tym jak Diana napisała zapytanie skąd wziąłem ziarna do ogródka. Ech bez komentarza. Wstaje o...

 
 
 
Czwartek 25 Kwietnia 2024

Zaczynam dzień od standardowej owsianki. Jak dla mnie. Jay po posiłku leży na podłodze w kuchni i nie może się ruszyć. Śmieję się z niego...

 
 
 
Środa 24 Kwietnia 2024

Wstaję skoro świt bo muszę jechać do Nathana. Ma mi pomóc z urzędem skarbowym. Jest można by powiedzieć zimno, ubieram długie spodnie....

 
 
 

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page