Czwartek 11 Kwietnia 2024
- filippuczka
- 12 kwi 2024
- 3 minut(y) czytania
Leniuchuje do późnych godzin porannych. Bo mogę. Mam spotkanie z Adrianem o 12:00 w jakiejś knajpce niedaleko. Nie wiem z kim mam do czynienia więc zakładam długie spodnie. Bo tak wypada. Jest piękny dzień i nie zapowiada się na deszcz. Adrian o 11:00 już do mnie pisze, że jest na miejscu, ale mam się nie spieszyć, bo je śniadanie. Dojeżdżam na miejsce o 11:55 jak przystało na Europejczyka. Restauracja wygląda bardziej jak klub go-go, ale kto co lubi. Anglik, lat 56, dobry akcent bez żadnych dziwnych manier. Niższy ode mnie o głowę, którą ma spaloną na amen. Ubrany trochę jak rolnik wybierający się na safari. Same beże plus rozwiązane buciory budowlańca pod łydkę. Czemu się z nim spotykam? Mojżesz trafił na niego na jednej ze swoich grup na WhatsAppie, gdzie ludzie wymieniają się kontaktami i towarami. Szukamy kogoś kto pomógłby nam znaleźć przyprawy do przyszłego ginu. Okazuje się, że Adrian siedzi w Ugandzie, bo ma żonę z okolic Gulu, tam skąd pochodzi Mojżesz. Dlatego się skumali. Adrian jest starym barmanem do tego zna się na flairze (rzucanie butelkami). W latach 80 pracował w TGI Fridays, gdzie jak chciałeś zostać barmanem to musiałeś znać 1000 koktajli na pamięć a przed każdym wejściem na bar musiałeś zdać test z lania z ręki, miarki 50 / 25 / 12.5/ 5. Jak spaprzesz raz, możesz podejść po pół godzinie drugi raz. Jak skiepścisz jeszcze raz, jesteś wysyłany do domu i nie masz płacone. Naturalnie potem pracował dla dużych koncernów jako ambasador marek takich jak Havana Club (rum) i Patron (tequila). Siedział w Holandii 10 lat i zaraził się bakcylem na Gin/Genever. Wrócił do Anglii i pracuje jako nauczyciel matematyki. Jest zniesmaczony tym co się tam dzieje, plus mierzi go ciągła indoktrynacja LGBT i kultura WOKE która już przesącza się przez szpary z USA. Nie jest również fanem fali imigracji po brexicie i nie czuje się zbyt bezpiecznie w swoim własnym kraju. Lubię chłopa, jakbym pił to poszedłbym z nim na piwo, albo szesnaście. Opowiadam mu o sobie i co my tutaj generalnie robimy. Bardzo chętnie chce nam pomóc. Po pół godzinie proponuje mu zobaczenie mojej fabryczki. Ma lot do Anglii o 18:00, ale daje się skusić, bo niedaleko. Jest pod wrażeniem tego co udało mi się osiągnąć. Gadamy o procesie produkcji. Nic nowego się nie dowiaduje, próbuje mi dawać porady, ale jego wiedza jest niekompletna. Z grzeczności nie mam zamiaru zmieniać mu światopoglądu. Bo po co. Oferuje mu odwózkę do domu. Okazuje się, że mieszka bardzo blisko Moniki. Ma dość dużą chałupę, którą chce przerobić na AirBnB. Na odchodne proszę go, żeby załatwił mi dostęp do jałowca. On mówi, że nie ma problemu. Następnie bierze kijek i strąca dwa awokado z drzewa i daje mi w prezencie. Wracam do domu zahaczając standardowo o sklep budowlany. Więcej rurek oraz sznurek dla Erica, bo chce wieszać fasolę. W domu pokazuje mu co ma robić. W równej odległości paliki i zaczepić o płot. Powtórz. Dobrze wujku. Wracam po godzinie. Pieprzony spiderman na LSD by takiego czegoś nie wymyślił. Ucinam wszystko i zaczynam od nowa. Chyba jest nawalony. Czuje alkohol. Chłopak nie rozumie o co mi chodzi. Jak zawsze wszystko sam. W końcu mam wszystko równo. Daje mu do zawieszenia sznurki w dół do fasoli. Chłopak poddaje się po 10 minutach. Bezużyteczny. Eeech. Jutro to skończę. Nabrała mnie ochota na bajgle. Robię mały stosik. Wychodzą bardzo zgrabne. O tej porze pewnie nigdzie nie dostanę łososia ani Filadelfii. Przynajmniej mam koperek.
Comments